czwartek, 20 czerwca 2013

Znasz to?

Ha!
Ponad 2 lata od ostatniego postu. Zgadnij, jakie mam efekty. Co zrobiłam. Dokąd dotarłam. Ile schudłam.

Wiadomo. NIC. Temat porzucony, blog porzucony.
Sama kwestia doprowadzenia się do porządku powstawała z popiołów jeszcze kilka razy w tym czasie. Była siłownia, był basen, była karta multisport. Było minus 6 kg i było "wow" wśród znajomych.

I potem znowu, a nawet gorzej. Brak czasu, brak możliwości, nadmiar wymówek.
I oto z pochyloną jak w środę popielcową głową powracam, by dać świadectwo procesowi.

Są chęci, są metody, są środki, jest czas, jest ktoś, kto pomoże, i komu pomogę ja.

Założenie jak ostatnio: rozpędzić metabolizm i nie dać się organizmowi zorientować, że wyczerpujemy jego skrzętnie odłożone to tu to tam (wszędzie właściwie) zapasy. Jeść dużo, zdrowo. Przy okazji reperować tarczycę (jedzeniem, nie hormonem), bo się wkrótce przyda. Trenować, trenować, trenować. Wytrwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz