wtorek, 25 stycznia 2011

Rozpędzanie metabolizmu


Rozpędzić metabolizm każdy by chciał. Każdy grubasek chciałby mieć „dobrą przemianę materii”, „szybki metabolizm”. Tego właśnie zazdrościmy tym chudzielcom, którzy uparcie twierdzą, że jedzą wszystko, zawsze i w dużych ilościach.
Jedni się z tym rodzą, a inni muszą na to zapracować. Ale sądzę, że to możliwe.
Sama próbuję rozbujać swój metabolizm. Jak?

Po pierwsze: nie jem wcale mało. Jem 5 posiłków dziennie, zawierających wszystkie składniki. To oznacza, że nie wykluczam nic z jadłospisu (jak m.in. na Dukanie). Ani węglowodanów, ani tłuszczów, ani białek. Pozmieniałam tylko proporcje i jakość tych składników. A to w praktyce wygląda tak, że jako węglowodany jem ciemne pieczywo na zakwasie (I i II śniadanie) oraz owoce (podwieczorek). I jestem szczęśliwa i nie zamierzam już nigdy wykluczać owoców. Nie jem czekoladek, batoników, żelków — choć nigdy nie byłam przesadnie wielką ich fanką. Jako tłuszcze „jem” oliwę z oliwek (proszę nie wizualizować sobie, że popijam ją z butelki — używam jej do marynat i delikatnego smarowania teflonu) oraz tłuszcz w mięsie. Tak, bo wieprzowinę też jem — głównie ze względów ekonomicznych. Pałaszowanie samej wołowiny, cielęciny i indyczyny zrujnowałoby mnie nazbyt dotkliwie. Ale oczywiście te drogie rarytasy także goszczą na moim stole, tylko w odpowiednich proporcjach. Jem także więcej fajnych ryb. Fajnych, to znaczy że zamiast 3 obiadów z pangi wolę zrobić jeden z pstrąga lub łososia (bo też ustrojstwa drogie). Zrezygnowałam natomiast z masła, boczku itp. kusicielom. Jako białka jem wszystko — tu się nic nie zmieniło od czasu Dukana: jaja, piersi kurczaka, chudy nabiał. Z tym nie ma problemu.
A dlaczego jem — jak sądzę — dużo? Żeby nie dać organizmowi, tej chytrej bestii, szansy na pomysł, że się odchudzam. Że chcę podstępnie pozbyć się mozolnie gromadzonych zapasów tłuszczu. Mam nadzieję, że mój organizm pomyśli sobie: „Ojej, dużo jemy, fajnie, nie trzeba się ograniczać, nie trzeba robić zapasów na później”. A tu myk. Cały wic polega na tym, że jem zdrowo i koleś i tak nie ma z czego odkładać. Jak się już rozpędzi (zapędzi), to zacznie bezwiednie spalać swoje zapasy. Ha!

Po drugie: codziennie ćwiczę aeroby. Odkąd mam orbitrek, codziennie ćwiczę na fatburnie 50 minut (rano i wieczorem po 25 min). Daje nam to 200 kcal spalonych — czyli o tyle mam lepszy bilans dzienny. Nie mówię sobie: „Och, przecież spaliłam dziś 200 kcal, to mogę sobie pozwolić na dodatkową porcję [czegoś]”. Mój organizm potrzebuje 1500 kcal żarełka w przypadku gdybym cały dzień leżała na kanapie. A przecież nie siedzę, więc potrzebuje więcej. I do tego te — w miarę intensywne — ćwiczenia.

Po trzecie: spalam tkankę tłuszczową na rzecz mięśniowej. Siłą rzeczy spalając tkankę tłuszczową poprzez ćwiczenia, w jakimś zakresie buduje się tkankę (masę, jak wolą niektórzy) mięśniową. I to jest clou mojego programu rozpędzania metabolizmu. Wiadomo, że mięśnie do swojego przeżycia potrzebują więcej energii niż tkanka tłuszczowa. A to oznacza, że im mam więcej mięśni, tym więcej kcal potrzebuję każdego dnia do utrzymania funkcji życiowych na niezmiennym poziomie (obecnie 1500 kcal) — gdybym cały dzień leżała. Samonapędzający się mechanizm sprawi, że energia ta będzie pobierana ze spalanej tkanki tłuszczowej, a na przyszłość poprzez podwyższenie minimum kcal do przeżycia zapobiegnie nawrotom otyłości, lub jeśli wolicie, efektowi jo-jo.

Konkluzja (jeśli ktoś nie dał rady przeczytać całości): odchudzajmy się nie samą dietą, ale przede wszystkim ruchem, SPORTEM.

4 komentarze:

  1. Bardzo interesujący wpis, przeczytałam z ciekawością. 3mam kciuki za rozpędzanie metabolizmu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo prawdy w tym co napisałaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam Cię!!! podoba mi się Twój tok myślenia na ten temat...
    zapraszam na mojego bloga :
    dziennikgrubejnastolatki.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. tak właśnie - im więcej się człowiek rusza, tym lepiej działa metabolizm. Też nad tym pracuję i za Ciebie kciuki trzymam.

    Jem też całkiem niemało - do pracy zabieram zdrowe drugie śniadanie.

    Pozdrawiam
    Monika
    www.bentopopolsku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń