czwartek, 2 września 2010

Brnę

To wyjątkowo obfitujący życiem towarzyskim tydzień. We wtorek wizyta u koleżanki i jej dzieci, wczoraj do nocy siedzieliśmy u Martuchy, słuchając jej morskich opowieści. Dziś z kolei czeka mnie przeprawa z Przedszkolakiem. Trzymam się, uprzedzam i ustawiam spotkania tak, żeby pić tylko wodę, herbatę lub pepsi lajt. Na razie idzie gładko.

Uznałam, że mogę poświęcić pół roku i nie pić w tym czasie ani piwa, ani (to gorzej) wina. Nic mi się nie stanie. Ot, trzeba tylko jeździć wszędzie samochodem lub rowerem (póki w miarę ciepło).

Zgodnie z przepowiedniami pana Dukana rozpiera mnie entuzjazm. Nie wiem, czy bardziej z powodu tego, co widzę na wadze, możliwości podzielenia się tym ze światem, czy tego, co codziennie odkrywam.

Jem sobie, ile chcę, kiedy chcę i czuję się z tym dobrze. Nareszcie koniec z wyrzutami sumienia, że dopada mnie głód o 24 (a tak było wczoraj, bo przez tę wizytę ominął mnie podwieczorek i kolacja). A co. Pan Dukan przyzwolił, to nie zamierzam się hamować. To ma być pewnego rodzaju eksperyment, czy faktycznie można sobie na wiele pozwolić.

Inna sprawa, że tak naprawdę nie koczuję całymi dniami przy lodówce i nie wyliczam, co by teraz chapnąć. Przyzwyczaiłam się jeść 4–5 posiłków dziennie, bo nareszcie mój tryb życia i pracy mi na to pozwala. W międzyczasie raczej nie mam potrzeby dojadania. A nawet jeśliby się pojawiła, to ze spokojem mogę przecież rozłupać jajko czy zapchać się białym serem.

Psychologicznie to świetne rozwiązanie. Spokój sumienia.

4 komentarze:

  1. Bo Nasz pan Dukan tę dietę tak na prawdę, to robił z psychologicznego punktu widzenia. Największym błędem dietetyków było to, jak nakazują ludziom, którzy zwykli jeść wielkie ilości jedzenia, nagle jeść malutkie, wręcz mikroskopijne posiłki i wprowadzając zakaz spożywania czegokolwiek oprócz tych właśnie posiłeczków. Nic dziwnego, że się potem takie osoby szybko "łamią".
    A ja Ci powiem, że na tej diecie bardzo, ale to bardzo mocno zmniejszyłam porcje moich posiłków. I to dobrze, bo dzięki temu żołądek mi się przez te II fazy zdążył skurczyć i już nie muszę tak dużo jeść (przed dietą to jadłam olbrzymie śniadanie- ale drugiego już nie. Potem wielki obiad, po czym się męczyłam, żeby do końca dnia nic więcej nie jeść, co było istną mordęgą). Co innego, że ten malutki posiłek potrafię jeść przez 2 godziny, skupiając się tylko i wyłącznie na danej potrawie.
    Do tego sukcesywnie wprowadzam sobie zakaz przegryzania czegokolwiek poza posiłkami. Jem śniadanie, drugie śniadanie, obiad, jeżeli jestem głodna to deser, kolacja i koniec. I wszystko w nie za dużych ilościach. W jakimś tam stopniu warto "im dalej w dietę, tym mniejsze porcje i większe ograniczenia" wprowadzać, bo potem jak się człowiek przyzwyczai, to co będzie w IV fazie? Wtedy już nie będzie wskazane jedzenie w środku nocy.
    Aczkolwiek na samym początku diety nie warto się tym jeszcze przejmować. Grunt, to żeby przywyknąć do zasad, czerpać radość z jedzenia, delektować się potrawami (to jest bardzo ważne- zje się coś w 5 minut i jest się od razu głodnym i nie pamięta smaku potrawy. Zje się to samo w godzinę, to jest się nasyconym i można się było delektować smakiem przez dłuższy czas).
    A, no i co do tych porcji, to polecam wypić szklankę albo dwie wody od razu przed posiłkiem. Nie jest się wtedy aż tak głodnym i zje automatycznie mniej. No i jak już ostatnio mówiłam- sól. Zwiększa apetyt. Więc soli mówimy już "dziękujemy"!
    To trzymam kciuki w dalszym Dukanowaniu i czekam na kolejny "raportowy" wpis! Wiem, że na początku ważne jest, gdy ktoś wspiera w diecie, więc zajrzę, przeczytam i może coś skrobnę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Cieszę się, że mnie znalazłaś, we dwie zawsze łatwiej!
    Ta dieta jest zdecydowanie dla mnie.
    Jem tyle ile chcę, choć muszę przyznać, że im dłużej trwa dieta tym mniej jem. Szok. Mnie bardzo na początku brakowało pieczywa, ale teraz już się przyzwyczaiłam. Trochę eksperymentuję z posiłkami, by były jak najbardziej urozmaicone.
    I co najważniejsze piję duuuużo płynów. Dzis wypiłam jakieś 4 litry. Sikać to chodzę co 2 godziny, ale to dobrze, bo mocznik wypłukuję z organizmu.
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  3. ljustine >> Dokładnie to, co napisałaś, jest tym, co przekonało mnie do tej diety (co zresztą już napisałam na początku). Każda faza jest dokładnie przemyślana i składa się na całość. Nie da się nic ominąć, ale za to można wykorzystać to, na co ci się pozwala. Jak czytam Wasze przepisy, to mam język do pasa, uzupełniam listę zakupów i ewentualnie czekam na kolejną fazę. Niesamowite jest to, że z produktów, które dobrze wszyscy znamy (większość z nich przynajmniej) z musu trzeba wyczarować zupełnie coś nowego. A przy okazji smacznego. Soli mówię powoli "dziękuję", choć czasem jeszcze za nią płaczę. Posiłki jem raczej regularnie, więc tu nie miałam problemu. Ale chyba jem mniej (jeszcze temu się nie przyjrzałam dokładnie). Dzięki za otuchę. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. katkasiek >> Mnie pieczywa aż tak bardzo nie brakuje, ale muszę przyznać, że z żądzą w oczach patrzyłam dziś na ogryzek gruszki niefrasobliwie zostawiony na widoku przez R. Chyba brak owoców najbardziej odczuję. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń