Ostatni dzień proteinowo-warzywny trzeba było jakoś ukoronować, zwłaszcza że przez te 5 dni nie miałam specjalnie okazji, by nacieszyć się warzywami. Po prostu je zjadałam obok reszty, obok protein.
Dlatego na dzisiejszy wieczór zapowiedziałam kolację niespodziankę i nie pozwoliłam zaglądać do kuchni. R. przebierał nóżkami, gdy zapachy rozchodziły się po mieszkaniu, ale twardy był i nie zajrzał.
Dobór składników jest mój osobisty i powstał w wyniku skrzyżowania się dwóch warunków koniecznych: to, na co mam ochotę × to, co mam w lodówce.
- Papryka czerwona (oczywiście w całości) — 3 sztuki
- Pierś z kurczaka — pół pojedynczej
- Pieczarki — 5–6 (ale spokojnie można dać więcej, bo mnie się gdzieś zagubiły)
- Pomidor — 1 sztuka, najlepiej polny
- Pietruszka — nać oczywiście, dla koloru
Wszystko na „P”? Nie, bo jeszcze trochę na „C”:
- Cebula — pół dużej
- Czosnek — 1 ząbek
Pierś pokroiłam w kostkę i wrzuciłam na patelnię teflonową, posypując co nieco przyprawą do indyka (i to była jedyna przyprawa w tym daniu). Gdy nadchodziło ryzyko spalenia, podlewałam kilkoma kroplami wody i szybko mieszałam — dało radę. W międzyczasie pociachałam pieczarki (w grubszą kostkę) i dorzuciłam do piersi, przykrywając patelnię, żeby została w środku wilgoć z pieczarek.
Do salaterki nakroiłam drobno cebulę, czosnek i pietruszkę, a potem usunęłam gniazda nasienne z pomidorów (choć rzadko to robię, bo je uwielbiam) i je też pokroiłam w kostkę.
Paprykom obcięłam góry, zostawiając kapelusze, i przeczyściłam środki. Wypchałam po brzegi i z małą górką tym, co było na patelni i tym, co w salaterce — mniej więcej po równo.
W naczyniu żaroodpornym 3 czerwone papryczki pojechały się wygrzewać w piekarniku (180ºC na 45 minut).
R. oniemiał, zjadł, jeszcze raz oniemiał i zapłakał nad moimi pięcioma dniami bez warzyw. A niby papryki nie lubi.
Aż mi ślinka zaciekła. Poczekam do czwartku i też takie zrobię :):)
OdpowiedzUsuńAle dodam wiecej kurczaka, bo mój Małżon Mięsolubny. Bardzo mięsolubny. Aż za bardzo ;)
mniam, bardzo smakowicie to wygląda :)
OdpowiedzUsuńO, widzę, że też napadła Cię ochota na robienie własnych, "udukanowionych" potraw? Gratulacje, wyglądają smakowicie!
OdpowiedzUsuńKatkasiek: to kup największe papryki, jakie znajdziesz, bo trzeba upychać ;)
OdpowiedzUsuńKaro: polecam :P
Ljustine: a napadła mnie, hehe, odkopuję powoli swoje pokłady kreatywności (no umówmy się, że ta kreatywność jeszcze raczkuje, ale częściej sięgam do pamięci niż książek, żeby coś wymyślić do jedzenia).