wtorek, 14 września 2010

Jak trenujesz, tak będziesz walczyć


Pierwsze warzywka zakończone. Waga OK — lekko w dół. Najważniejsze, że czuję się mniejsza. Przy okazji zapraszam do śledzenia moich wyników na osobnej stronie (przycisk na belce na górze). Na razie jest wykres, będą też tabele (lub coś innego, jeśli nie uda mi się ich stworzyć).

Wracam do białek. Chwilowo daję sobie spokój z jajkami i spróbuję za nimi zatęsknić (od kilku dni jeszcze nie zatęskniłam). Na śniadanie pożarłam masę łososia w wersji single, czyli bez niczego więcej. Na warzywach pożeram pomidory (zwłaszcza że niedługo się skończą polniaki), a na proteinach rzucam się na łososie, które równie namiętnie kupuję w różnych sklepach. A właściwie to we wszystkich, w których jestem.

Trochę natomiast się odsportowiłam. Basen miał przerwę techniczną, 10-dniową, drugi też. Na jogę dziś nie zdążyłam, bo musiałam zaczekać na panią ortodontkę, żeby oddać jej pracę zaliczeniową, co po prawdzie powinnam była uczynić w maju. Na następną grupę jogową nie weszłam, bo byłby śmiech na sali. Grupa zaawansowana, a ja nie mogę utrzymać równowagi w podstawowej pozycji. Hy hy.
Na kije też nie ma kiedy iść, bo się jakoś tydzień skurczył, tyle zajęć i atrakcji. Trzeba na nowo opracować grafik, a najlepiej tak, żeby robić jeszcze więcej i mieć na wszystko czas.

Tymczasem zarzucam szalony pomysł pójścia jutro zdawać egzamin, by nadrobić te zaległości. Basen + joga.

5 komentarzy:

  1. To ja dodam taką anegdotkę- znam kogoś, kto jadł w miarę małokaloryczne potrawy i zaczął chodzić na basen, po czym po tygodniu zamiast schudnąć przytył 1, czy tam 2 kg. I wcale nie jadł więcej. Cóż to było? Nic innego jak zwykły przyrost masy mięśniowej. Dlatego aktywność- jak najbardziej, tylko trzeba mieć na uwadze, że im jej więcej, tym też więcej mięśni. Dlatego dobre są wagi, które pokazują poziom tłuszczu, wody i mięśni.
    A, no i co do samego jedzenia- polecam metodę "patrz się na talerz/jedzenie, myśl o nim, nie rozmawiaj, nie oglądaj telewizji, ogólnie rzecz biorąc skup się tylko i wyłącznie na posiłku. Jedz malutkimi kęsami i bardzo, bardzo długo przeżuwaj. Nie wkładaj do ust kolejnego kęsa, dopóki nie przełkniesz poprzedniego i popijaj dużą ilością płynów. Kiedyś nie wierzyłam, że będę najedzona po jednym fileciku, a teraz się okazuje, że jednak tak można. Na prawdę warte wypróbowania, tylko cierpliwości trzeba przy tym nabrać.
    A na okiełznanie apetytu, warto wypić dużą szklankę wody przed posiłkiem- prawdopodobnie poczujesz się nasycona, w sumie zjadając o wiele mniej.
    Oczywiście, dieta Dukana- nie trzeba się ograniczać. Ale warto powoli wdrażać pewne nawyki, aby w fazie IV nie zacząć jeść też bez ograniczeń, co może się jak wiadomo źle skończyć.
    Pozdrawiam i trzymam kciuki w dalszym dukanowaniu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądzę, aby tak szybko urosły mi mięśnie, hehe, a nawet jeśli, to wolę mięśnie niż tłuszcz. W każdym razie na basen i jogę chodzę nie po to, żeby się odchudzić, tylko rozruszać, bo cały dzień (no, pół) siedzę przed komputerem, co już zaczynało odbijać mi się na plecach (w sensie ich bólu ;-)).

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaa... znam to. Dzień mi się skrócił jakoś. Brak czasu na kilka rzeczy.
    Ale w ciągłym biegu nie jest źle ;)
    Ty łosoś, ja serek wiejski. Znalazłam taki ciut inny (3%) i się nim zażeram!

    OdpowiedzUsuń
  4. W ciągłym biegu jest super, tylko trzeba umieć się zorganizować. Ja się dopiero zaczynam organizować, ale jestem z siebie dumna, bo zmniejszyłam o 33% liczbę oglądanych seriali (tzn. z trzech do dwóch :-D) i pozbyłam się 66% telewizorów w domu (z trzech do jednego). A jakoś jeszcze nie pomyślałam, że mi się nudzi. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. trzymam kciuki, że teraz będzie więcej niż 1,1 lk ;)

    OdpowiedzUsuń